To naprawdę trudne, gdy pewnego dnia budzimy się z świadomością, że to my jesteśmy największym niebezpieczeństwem dla bliskiej nam osoby. Nagle zdajemy sobie sprawę, że chcąc kogoś ochronić przed całym złem tego świata, ściągamy nad nasze głowy chmury gradowe. Nawet, jeśli nasze intencje są dobre. Nikt, bowiem nie chce świadomie ranić ukochanej osoby. Tym trudniej jest się, więc pogodzić z faktem, że stanowimy największe zagrożenie i tylko krok dzieli nas od przepaści. Stajemy się obserwatorami własnego życia, uważnie pilnując się przed wykonaniem ostatniego ruchu. Wciąż musimy się pilnować i, jeśli nie dla siebie, to właśnie dla osoby, którą tak usilnie staramy się chronić. Czasem poświęcając siebie i zatracając się temu w zupełności. Nie możemy pozwolić sobie na stratę naszej ostoi. Kogoś, kto jest dla nas ostatnim ratunkiem i dla kogo jesteśmy zrezygnować z naszego dotychczasowego życia. Z całkowitym przekonaniem, że to właściwa decyzja i to jedyne co możemy jeszcze zrobić. Nawet, jeśli myśl o tym jak jesteśmy niebezpieczni, nigdy nie zniknie. Będzie tkwić w nas i podążać za nami niczym cień. Nie da się jednak zmienić pewnych rzeczy. Można się do nich przyzwyczaić i nauczyć się żyć z tym ciężarem, ciągle starając się chronić najważniejsze dla nas osoby.
Zajmuje swoje miejsce na Emirates Stadium z mieszanymi uczuciami. Zupełnie pozbawiona broni czy, choćby nawet małego scyzoryka, czuje się niemal bezbronna. Wiem, że, gdyby coś nagle zaczęłoby się dziać, nie miałabym najmniejszych szans obronić Tomasa. Tak, to jest zdecydowanie najgorsze. Gdyby ktokolwiek dowiedział się, że jego dziewczyna próbuje wejść na stadion z bronią wybuchłaby wielka afera i on na pewno nie wybaczyłby mi tego. Zresztą ja sobie też. Nie zmienia to jednak faktu, że moja sytuacja jest beznadziejna. Mój wolny dzień, pierwszy od dawna, miał być cichy i spokojny. Pomijając może siedzenie przez dziewięćdziesiąt minut wśród rozśpiewanych fanów. Do, których swoją drogą w trakcie trwania meczu chętnie się przyłączam. Chłonę całą sobą tą stadionową atmosferę, pozwalając się nieść entuzjazmowi zgromadzonych tu ludzi. Ich miłość do klubu jest naprawdę wielka i naprawdę są zdolni znieść wiele, trwając ciągle przy piłkarzach. Wspierając ich i dodając, im siły do walki, gdy tylko zachodzi taka potrzeba. Oczywiście ludzie bywają różni i niektórzy ludzie wychodzą w trakcie trwania meczu, gdy styl gry Arsenalu wydaje, im się zbyt słaby. Niechętnie oglądam się za grupką mężczyzn, która przechodząc tuż za moimi plecami, kieruje się do jednego z wyjść. Przez ułamek sekundy mam ochotę ruszyć za nimi i siłą posadzić ich na miejscach. Powstrzymuje mnie jednak spojrzenie jednego z mężczyzny, który odwraca się tuż przed wyjściem. Możliwe, że jestem przeczulona, ale mam wrażenie, że patrzy właśnie na mnie. Długo i intensywnie, jak, gdyby czekając aż to ja pierwsza spuszczę wzrok. Na krótką chwilę znika cały stadion i już nie słyszę głośnych przyśpiewek kibiców. Przed oczami mam tylko wysokiego mężczyznę, nadal stojącego na swoim miejscu. Uśmiecham się krzywo, gdy jeden z jego kolegów wraca po niego i chwytając za ramie, wyciąga go niemal siłą. Zaczynam się zastanawiać, kto to naprawdę był i czego chciał. Zaczynam szczerze wątpić w to , że to zwykły kibic. Choć oczywiście to wszystko może wynikać jedynie z mojego przeczulenia. Będąc blisko Tomasa staje się trzy razy bardziej wrażliwa na takie sytuacje. Nie mogę pozwolić aby ktokolwiek zbliżał się do niego bądź szukał przez niego dojścia do mnie. W takich sytuacjach traktuje go niczym dziecko, chcąc chronić go przed wszystkimi zagrożeniami. Wiem, że dla ludzi, którzy mnie otaczają jest całkowicie bezbronny. Stanowi dla nich łatwy cel a ja nie mogę dopuścić aby komukolwiek udało się do niego zbliżyć. Znając jego ufność i dobroć, nie zauważyłby tego co dzieje się w okół niego. Nawet w domu tego nie zauważa. Wierzy mi na słowo, pozwalając abym zajmowała się swoimi obowiązkami, zostawiając je w miejscu pracy. W domu ten temat jest zamknięty. Całkowicie akceptuje to , że nie mam najmniejszej ochoty na rozmowy o tym , czym się zajmuje. Pozwala mi dzięki temu unikać kolejnych kłamstw. To chyba jeden z niewielu plusów tego wszystkiego. Z zamyślenia wyrywają mnie coraz głośniejsze okrzyki i oklaski kibiców Kanonierów. Dopiero po kilku chwilach udaje mi się dostrzec Tomasa przy linii bocznej boiska. Dostaje jeszcze kilka uwag od Bossa i już po kilku chwilach, dołącza do kolegów na murawie. Naprawdę długo czekaliśmy na ten dzień. Najpierw ta nieszczęsna kontuzja, później wciąż przedłużająca się rehabilitacja, która dawała nam nieźle w kość. To był dla nas szczególnie ciężki czas, tym bardziej, że nie potrafiłam pomóc mu w tym wszystkim. Już, wtedy mając mnóstwo spraw na głowie, ledwo udawało mi się dotrwać do końca dnia. Teraz jest podobnie, a może nawet jeszcze ciężej. Śledząc uważnie każdy krok bruneta, mam dziwne przeczucie, że coś się wydarzy. Jest zbyt spokojnie, aby to wszystko mogło być prawdziwe. Stojąc wśród kibiców Arsenalu wiem, że Tomas jest zupełnie bezpieczny. Ja zresztą również, nikt nie jest, bowiem aż tak głupi aby wśród tłumu ludzi próbować ataku. Tym bardziej, że w tym środowisku jestem już znana. Na ulicach Londynu czy Pragi też zresztą też zdarza się, że ktoś rozpozna we mnie jego dziewczynę. W takich okolicznościach tylko głupiec zdecydowałby się na jakiś krok. Dlatego też będąc tutaj, wśród bliskich w jakiś sposób ludzi czuje spokój. Przynajmniej w tej jednej kwestii. Poza tym wręcz szaleje, za każdym razem, gdy gracze Arsenalu zbliżają się do bramki przeciwnika. Dreszcze przechodzą po całym mym ciele i w pewnym momencie przestaje panować nad swoim ciałem. Całkowicie wtapiam się w tłum, pozwalając się nieść panującej tu atmosferze. Choć na chwile zapominając o tym wszystkim, co czeka nas na zewnątrz. Wszystko nagle przestaje tracić znaczenie. Szczególnie, że nasi piłkarze w końcu znajdują drogę do bramki przeciwnika i ta po wielu próbach w końcu ląduje w siatce. Naprawdę ciężko opisać co dzieje się tutaj. Wśród ludzi, którzy gotowi oddać wszystko za ten klub. Nie jest to zwykła radość, czy chwilowy przypływ ogromnego entuzjazmu. To wszystko jest czymś znacznie ważniejszym i piękniejszym. Nawet, jeśli to tylko zwykły mecz, a ja ginę wśród uścisków zupełnie nieznanych mi ludzi. Połączonych jednak nicią porozumienia i bezgraniczną miłością, do ludzi, którzy teraz w narożniku boiska cieszą się razem z nimi. Dlatego też bez najmniejszych oporów pozwalam się, im się obejmować, dzieląc ich radość. Od zawsze traktują mnie jako swoją za co jestem, im naprawdę wdzięczna. Wiem, że to ważne aby żyć z nimi wszystkimi w zgodzie i nie stanowić dla nich żadnej bariery w kontaktach z Tomasem czy innymi. Kibice są w stanie naprawdę pokochać partnerki swoich ulubieńców, jeśli tylko zobaczą, że te są tak samo normalne i zaangażowane w sprawy klubu jak i oni. Uśmiecham się pod nosem, czując się w jakimś stopniu częścią tej całej grupy. Mając świadomość, że, gdyby nie Tomas nie różniłabym się od nich niczym. Może poza pracą, jeśli można tak, by to nazwać. Gdy gwizdek sędziego kończy mecz i wszyscy piłkarze po podziękowaniach kierowanych w stronę kibiców, udają się w stronę szatni, siadam na swoim krzesełku. Spokojnie czekam aż reszta wydostanie się ze stadionu i będę mogła spokojnie go opuścić, unikając tłoku. Naprawdę kocham tych ludzi, ale przeraża mnie ten ścisk, gdy wszyscy nagle chcą wyjść. Choć trzeba przyznać, że tutaj w porównaniu z innymi panuje pełna kultura i spokój. Nigdy nie byłam świadkiem jakiś przepychanek czy tym podobnym, co kilka razy zdarzyło się na innych stadionach. Zerkając na zegarek, podnoszę się wolno z krzesełka. Piętnaście minut to wystarczająco dużo czasu, chociaż, z drugiej strony znając chłopców i ich talent zaczynam mieć wątpliwości. Tempo niektórych pozwala, im chyba tylko na zdjęcie butów, a o prysznicu to lepiej nawet nie wspominać. Nieraz już słyszałam historię o tym co dzieje się w ich szatni i szczerze wolałabym o tym zapomnieć. Całe szczęście, że mój ukochany tym razem postanawia nie testować mojej cierpliwości i po niecałych pięciu minutach pojawia się koło naszego samochodu. Zajmuje swoje miejsce pasażera, pozwalając mu się odwieść do domu. Oglądając przy tym dokładnie mijane przez nas ulice. Nigdy nie powiem, że jest złym kierowcą, ale czasami prędkość z jaką prowadzi samochód doprowadza mnie do łez. Czasem, żeby mu dopiec śmieje się, że już pieszo doszłabym szybciej. On, natomiast za każdym razem stwierdza, że jazda to nie wyścigi i lepiej jechać wolno a dobrze, niż szybko i tak, że po wyjściu z samochodu nie można ustać na nogach. Naturalnie jest to przytyk do moich umiejętności i to był tylko jeden raz, gdy po opuszczeniu auta nieco mnie zniosło. Później nauczyłam się jeździć nieco wolniej, ale bez przesady. Nigdy nie dałabym się wyprzedzić ślimakowi czy emerytom w małych metalowych puszkach, które niektórzy profanatorzy nazywają samochodami, w przeciwieństwie do mojego ukochanego. Ledwo powstrzymując atak histerycznego śmiechu, wysiadam naprzeciw naszej kamienicy. Rozglądając się dookoła, przechodzę szybko przez wąską uliczkę. Mina mi jednak szybko rzednie, gdy widzę tego mężczyznę ze stadionu, wychodzącego z drzwi budynku. Nie udaje mu się ukryć zmieszania, kiedy wbija we mnie swój wzrok. Tym razem to ignoruje i nie czekając na Tomasa, czym prędzej wbiegam po schodach na drugie piętro.
-Niech to szlak!-Nie stać mnie na nic więcej, widząc drzwi wyrwane z zawiasów i leżące na podłodze gdzieś w głębi naszego mieszkania. Nawet nie mam ochoty wchodzić do środka. Wolno osuwam się pod ścianie, siadając na podłodze i czekając na Tomasa. W głowie już układam sobie jakieś przemówienie, starając się przy okazji wymyślić argument, który powstrzymałby go przed zawiadomieniem policji. Nie potrzebuje jeszcze wmieszania się tych debili w całą sprawę. Widząc jednak jego zdezorientowaną miną minę i zagubione spojrzenie, kapituluje. Mimowolnie z moich ust wypływa ciche zapewnienie o wyjaśnieniach i już wiem, że to będzie ciężka i długa noc.
-
Długo mnie tu nie było. Bardzo długo i chwilami chyba bałam się, że nie będę w stanie już wrócić i nie uda mi się dokończyć tego, co chyba w tej chwili jest dla mnie najważniejsze. Jednak jestem i mam nadzieje, że już zostanę. Przynajmniej zrobię wszystko aby za jakiś czas dodać tutaj kolejny odcinek.
Pozdrawiam.
Ten facet ze stadionu już od początku wydawał mi się podejrzany i przeczuwałam, że dziewczyna spotka go jeszcze nie raz. W końcu nikt normalny nie patrzy się przez dłuższą ilość czasu na nieznaną mu osobę.
OdpowiedzUsuńCzekałam na moment, kiedy Tomas dowie się o zawodzie swojej ukochanej, jednak nie wiedziałam, że nastąpi to w takich okolicznościach.
Gdyby Farida powiedziała mu wszystko wcześniej, teraz nie musiałaby się zamartwiać tyloma sprawami i problemami na raz..
Mimo wszystko mam nadzieję, że Kanonier wybaczy jej kłamstwa i dalej będzie miał do niej zaufanie.
Pozdrawiam ;**
Warto było czekać na kolejny rozdział, warto.
OdpowiedzUsuńThomas dowie się prawy, a raczej juz się dowiedział. W sumie lepiej późno niż wcale, Szkoda tylko, że w takich okolicznościach. To może być dla niego ciężki, ale mam nadzieję, że jakoś to przetrawi. Podobno pradziadowa miłość przetrwa każdą burzę. Mam nadzieję, że tak będzie w ich wypadku.
Farida kocha Thomasa, i okłamywała go dla jego dobra, ale jak wiadomo każde kłamstwo kiedyś ujrzy światło dzienne..Szkoda tylko, że wszystko wyszło na jaw w takich okolicznościach.
Czekam na kolejny:*
Niezmiernie się cieszę, że wróciłaś i mam nadzieję, że już nigdy więcej nas na tak długo nie opuścisz :)
OdpowiedzUsuńNo i proszę to o czym wszystkie mówiłyśmy w końcu się spełniło - Thomas dowie się prawdy, szkoda tylko, że w takich, a nie innych, bardziej korzystnych. W sumie przecież Farida robiła to tylko i wyłącznie dla jego dobra.
Z niecierpliwością czekam na kolejną część moja Droga. Pozdrawiam :*
Liczę że Farida będzie z Thomasem szczera. Teraz kiedy jak dla niego dzieją sie rzeczy niezrozumiałe najlepiej jest mu wszystko powiedzieć. Wiadomo to ze chciała go ochronić nie wyznając mu prawdy jest zrozumiałe, le teraz przyszedł czas by to zrobić. Podobał mi się opis relacji ze stadionu, ja tez uwielbiam być wśród kibiców, chociaż dane jest mi ostatnio być tylko wśród tych siatkarskich, ale to że obcy sobie ludzie po wygranym meczu potrafią paść sobie w ramiona nadal jest bardzo ciekawym zjawiskiem
OdpowiedzUsuńJeśli Farida powie Tomasowi prawdę, z pewnością jej ulży. Niby go wplącze w to wszystko, ale jednocześnie zmusi go, by na siebie uważał. No i jeśli on się nie przerazi, to więź między nimi jeszcze bardziej się zacieśni :)
OdpowiedzUsuń