czwartek, 26 lipca 2012

Dwa

Często w naszym życiu pojawiają się momenty, gdy mamy wrażenie, że nie mamy na coś wpływu. Obezwładnia nas uczucie kompletnej bezradności, będące szczególnie irytujące, gdy uwielbiamy mieć wszystko pod kontrolą. Przyzwyczajeni do pokonywania różnych życiowych trudności, coraz bardziej przywiązujemy się do myśli, że jesteśmy w stanie przezwyciężyć wszystko. W końcu nawet największe tragedie nie są nam straszne i wychodzimy z nich obronną ręką. Zaczynamy wręcz stawiać siebie jako przykład dla innych ludzi. Chcemy aby podziwiali naszą siłę, bądź próbowali naśladować i pytać o rady. Czujemy się panami własnego życia i może dlatego lekceważymy niespodzianki, jakie często sprawia nam los. Na początku są to drobiazgi, które nie robią na nas żadnego wrażenia. W końcu nie takie problemy udawało nam się rozwiązać. Nie spodziewamy się jednak tego, że jest to dopiero początek. Zaczyna się powolna strefa spadkowa. Zbierające się powoli niepowodzenia i przeszkody zaczynają coraz mocniej dawać nam w kość. Po raz pierwszy od dawna mamy okazję doświadczyć na własnej skórze prawdziwych uroków życia. Zaczynamy dostrzegać, że często nie jesteśmy wystarczająco silni, by radzić sobie z tym wszystkim w pojedynkę. Problem jednak często polega na tym, że zostajemy z nimi zupełnie sami.
Obracam w dłoniach kubek z parującą cieczą, podchodząc do okna. Opierając się o ścianę, moją uwagę przyciąga siedzący na ławce mężczyzna ze szkicownikiem w ręku. Na pierwszy rzut oka można go uznać za jednego z wielu malarzy. Kamienica, w której mieszkamy, należy do zabytków i jest jedną z piękniejszych w okolicy. Nic więc dziwnego, że przyciąga uwagę i dla wielu stanowi obiekt idealny do narysowania. Jednak znajdująca się naprzeciw niej ławka w otoczeni kilku drzew stanowi niemal doskonały punkt obserwacyjny. Można uznać, że to tylko moja mania prześladowcza, chwilami przekraczająca wszelkie granice ostrożność, która nie pozwala normalnie traktować mi innych ludzi. Także teraz obserwując owego mężczyznę jestem wręcz pewna, że ciągle wraca wzrokiem w ten sam punkt będący moim wzrokiem. Jedynie co jakiś czas opuszczając go na szkicownik, pozorując nanoszenie nowych szczegółów na rysunek. Z czasem coraz bardziej upewniam się w przekonaniu, że coś jest z nim nie tak. Mimo dość sporej odległości jaka nas dzieli, mogę zauważyć ironiczny uśmiech jaki maluje się na jego twarzy. Obydwoje doskonale wiemy, że nie mogę wykonać nawet najmniejszego ruchu. Jako wolny człowiek może przebywać i robić co tylko chce, jeśli oczywiście nie narusza przy tym prawa. Ja natomiast nie mam żadnych dowodów na to, że robi on coś nielegalnego. Jestem całkowicie bezradna i to uczucie zaczyna powoli doprowadzać mnie do szału. Zaciskam mocniej palce na uchu kubka, mocząc usta w ciepłej cieszy. Nie odrywam przy tym wzroku od mojego obserwatora, nie chcąc dać mu tej satysfakcji. Staram się przy tym zapamiętać jak najwięcej szczegółów z jego wyglądu i zachowania. Zdaje sobie sprawę z tego, że nawet najdrobniejsza informacje może naprowadzić nas na odpowiednią drogę. Choć ja już wiem, z kim mamy do czynienia. Metody działania w tym środowisku są bardzo podobne. Powiedziałabym, że na kursach uczą tego samego niezależnie od kraju. Różnica tkwi jednak w zaangażowaniu i możliwościach jakie dają, im pieniądze. Od początku wpajane poczucie krzywdy i wyzysku sprawia, że ludzie ci pozbawiani są jakichkolwiek skrupułów w dążeniu do celu i obronie własnego państwa. W końcu przez wieki to oni byli ofiarami. Teraz przychodzi czas, kiedy role zaczynają się zmieniać. Naturalnie wszystko to można zrozumieć i usprawiedliwić. Każdy na ich miejscu prawdopodobnie postąpił, by tak samo, gdyby otrzymał taką szansę. Problem tkwi w tym, że cała ich organizacja wymyka się spod kontroli. Nikt nie ma wpływu na ich działania i nikt nie jest w żaden sposób ich powstrzymać. Oni natomiast każdego dnia przybierają na silę, powoli wyniszczając własne państwo od środka, nie wspominając już o całej siatce ludzi porozrzucanej po całym świecie. Wpatrując się w mężczyznę i jego subtelne ruchy, mam pewność, że to jeden z nich. Wyjątkowy osobnik, który został wybrany do wykonania szczególnej misji. Uśmiecham się pod nosem, kiedy podnosi się z ławki, chowając szkicownik do czarnej torby. Najwidoczniej zdobył już wszystkie informacje o jakie go proszono. Czego mu zresztą nie utrudniałam. Zaledwie w przeciągu kilku chwil na przystanku autobusowym zatrzymuje się czarny samochód, do którego wsiada. Wyjmując z kieszeni telefon i zapisuje jego numer rejestracyjny, nim zdąży jeszcze odjechać. Zapewne nie ma to większego sensu i po dotarciu na miejsce zmienią tablice. Jednak to zawsze jakiś punkt zaczepienia, z którego moi szefowie powinni się ucieszyć. Możliwe że nasza sprawa ruszy nieco do przodu. Z zamyślenia skutecznie wyrywa mnie trzask zamykanych drzwi. Odwracam się na pięcie, uśmiechając się promiennie do Tomasa. Mężczyzna w swoim zwyczaju rzuca torbę tuż koło szafki na buty, by następnie podejść i musnąć na powitanie mój policzek. Jest bardzo zmęczony po treningu, dlatego też zostawiam go w salonie, wciskając mu pilot od telewizora, i znikam w kuchni. Staram się robić wszystko, aby zachować choć cząstkę normalności w naszym mieszkaniu. To miejsce jest naszą małą oazą, w którym nie ma miejsca na moje sprawy zawodowe. Tomas tak naprawdę nie wie, czym się zajmuje. Ktoś, kto mnie nie zna mógłby powiedzieć, że nasz związek oparty jest na kłamstwie. Ja jednak robię wszystko, by go chronić. Trzymam z dala od wszelkich kłopotów i niebezpieczeństwa, jakie niesie ze sobą moja praca. Pozwalam, aby żył w niemal w bezproblemowym i bezpiecznym świecie. Zdaje sobie sprawę z tego, że zderzenie z rzeczywistością będzie bolesne. Każdego dnia budzę się ze świadomością, że to może być właśnie ten dzień. Wciąż mnie to przeraża, choć teraz w moim życiu pojawiły się inne priorytety. To będzie trudna i długa walkę, jednak nie zasnę spokojnie, dopóki jej nie wygramy.


-
Odcinek napisany już jakiś czas temu i pewnie nie najwyższych lotów, ale akcja dopiero powoli się rozwija. Tak samo zresztą jak kompetencje Faridy, które na dobrą sprawę będziecie poznawać w przeciągu najbliższych rozdziałów. Przepraszam, jeśli pojawiły się jakieś błędy, starałam się je w miarę możliwości poprawiać, ale znając siebie pewnie cześć i tak przegapiłam.
Odcinek chciałabym zadedykować Pannie A-przez wzgląd na Twój wiek i nasze ostatnie rozmowy nie musisz już dłużej czekać. I Kate-za cierpliwość i pomoc przy moich przenosinach na blogspot i oczywiście za nasze rozmowy.
Kolejny raz dziękuje też za szablon Zuzie.
Pozdrawiam.

środa, 25 lipca 2012

Jeden

Powoli przysuwam się na obrotowym krześle do metalowego stołu. Leżące na nim ciało młodego mężczyzny początkowo przyprawia mnie od dreszcze, bowiem nigdy wcześniej nie spotkałam się z ciałem ulegającym początkowej fazie rozkładu. Charakterystyczny zapach powoli gnijących i topiących się tkanek delikatnie drażni moje nozdrza. Zagryzam delikatnie dolną wargę i powoli zabieram się do pracy. Całą swoją uwagę staram się skierować na zwłoki naszego denata. Sprawdzam je milimetr po milimetrze w poszukiwaniu choćby jednego zadrapania czy rany, która mogłaby nadać kierunek naszym poszukiwaniom. Posiadając co najmniej podstawową wiedzę o etapie rozkładu ciał, staram się nie zwracać uwagi na zdeformowane czy nadgniłe tkanki. Sekcja zwłok jednoznacznie potwierdziła nasze przypuszczenia o ingerencji ciał obcych. Nikt nie jest jednak w stanie określić, co to było. Tak poważne uszkodzenia narządów wewnętrznych z biologicznego punktu widzenia nie są możliwe bez naruszenia tkanek zewnętrznych. Tymczasem ciało naszego denata znajduje się w zaskakująco dobrym stanie. Wręcz niemożliwym by uwierzyć, że jego śmierć była czymś naturalnym. Uśmiecham się krzywo, gdy moi towarzysze otwierają przede mną jego ciało, wskazując na kolejne, uszkodzone narządy. Pełni dziwnej ekscytacji, która zaczyna udzielać się również mi, pozwalają sobie na wyciągnięcie kilku z nich. Z zapałem opowiadają mi o uszkodzeniach i ich wpływie na funkcje życiowe człowieka. Podsuwając mi je niemal pod nos, ukazują nawet najmniejsze draśnięcia, które mogą powodować zaburzenia w ich pracy. Zapach zaschniętej krwi mieszający się z wonią rozkładających się tkanek coraz mocniej drażni moje nozdrza. W pierwszej chwili jest czymś niezwykle nieznośnym. Wręcz powoduje u mnie odruchy wymiotne, choć to szybko mija. Powoli przyzwyczajam się do niego i z coraz większym zainteresowaniem przyglądam się wnętrznościom mężczyzny. Ciało ludzkie pełne jest tajemnic i niejasności, które tylko czekają na to, aby je odkryć. Wydaje się, że początkowe przeszkody stają się jedynie motorem napędowym do zaangażowania się w ich rozwiązanie. Wiem, że nasi pracownicy zdecydowali się na to i dla nich jest to kolejne wyzwanie. Przyzwyczajeni do spraw prostych i łatwych, pochłonięci rutyną i być może nieco znudzeni, w końcu dostali to o czym od dawna marzyli. Sprawę wyjątkową i wymagającą dogłębnej analizy, w której nawet najmniejszy szczegół ma znaczenie. Uśmiecham się więc delikatnie, gdy stwierdzają, że muszą mi pokazać jedyną uszkodzoną kość. Być może jedyny ślad, który pomoże im dotrzeć do rozwiązania. Z uwagą obserwuje ich, gdy z największą delikatnością małymi skalpelami podważają skórę pokrywającą klatkę piersiową. W między czasie wspominając o zdjęciach, które powinnam zobaczyć. Jeden z nich o imieniu Tom, odrywa się na chwile od pracy, by mi je pokazać. Wsuwając mi je w ręce niemal natychmiast wskazuje na ledwo dostrzegalną dziurkę w jednej z kości piersiowych. Kiedy z dziwieniem pytam jak zdołali ją dostrzec, puszcza mi jedynie oczko, wybuchając serdecznym śmiechem. Przez jeszcze kilka minut oglądam owe zdjęcia, wciąż będąc pod ogromnym wrażeniem. Obaj po raz kolejny ukazują swój talent i geniusz. Gdy wracamy do stołu, mogę zobaczyć odsłonięte już żebra. Wyraźnie opadnięte, choć nadal znajdujące się w zaskakująco dobrym stanie. Tutaj proces rozkładu z niewiadomych mi jeszcze powodów wydaje się być nieco wolniejszy. Tom podaje mi białe rękawiczki i, wskazując na oczyszczone z krwi miejsce, prosi abym przyjrzała mu się bliżej. Naświetla je też odpowiednio i nakierowuje oględnie, czekając aż sama dostrzegę owe uszkodzenie. Muszę przyznać, że zajmuje mi to trochę czasu. Kiedy więc w końcu mi się udaje, wskazuje na nie z triumfalnym uśmiechem. Obaj biją mi brawo, zapewniając mnie, że to dopiero początek atrakcji. Zaczynam odczuwać dziwną fascynację i chęć poznania choćby najmniejszej tajemnicy jaką kryją zwłoki mężczyzny, którego tak dobrze znaliśmy. Był jednym z nas, a przynajmniej tak mówiono, gdy niespodziewanie pojawiał się na korytarzach naszego działu. Zawsze pojawiał się w najważniejszych chwilach, by po rozwiązaniu sprawy przepaść jak kamień w wodę. Z opowieści najbardziej zaufanych ludzi wiem jedynie, że był tutaj najlepszy i najbardziej ceniony. Człowiek od trudnych zadań, który poległ na polu bitwy tak, jak sobie niegdyś wymarzył. Uśmiecham się gorzko, zastanawiając się czy również mnie to czeka. Szybko jednak odganiam od siebie te myśli, osuwając się nieco od ciała. Podnoszę się wolno z fotela i, dziękując za prezentację, zbieram się do wyjścia z pomieszczenia. Zaczyna robić się późno, a na mnie czeka jeszcze mnóstwo pracy.
- Zachwycające prawda? -Tom dorównuje mi kroku i, otwierając przede mną potężne metalowe drzwi, uśmiecha się ciepło. W odpowiedzi dziękuje za poświęcony mi czas i odwzajemniam delikatnie uśmiech, myślami będąc już w zupełnie innym miejscu. Jeden, być może nieistotny szczegół nie daje mi bowiem spokoju. Wchodząc na górę po monumentalnych schodach, mijam kilku współpracowników i przełożonych. Ludzi, których na dobrą sprawę nie znam i nie wiem, czego można się po nich spodziewać. Wchodząc do tego budynku, zostawia się za jego drzwiami całe swoje życie, by przez parę najbliższych godzin poświęcić się jedynie pracy. Tutaj nie ma miejsca na koleżeńskie rozmowy w przerwie czy wspólne wyjście na kawę. Każdy doskonale wie, że przyjacielskie stosunki mogłyby jedynie przeszkadzać w naszej pracy, wymagającej od nas całkowitego oddania i podporządkowania całego życia. Decydując się na nią świadomie zrezygnowaliśmy z siebie, oddaliśmy wszystko, co mieliśmy w imię wyższych celów. Czasem jedynie zastanawiam się, czy są one tego wszystkiego warte i czy jestem w stanie nadal o nie walczyć. Czy mam w sobie siłę, która uratuje mnie przed destrukcją. Stojąc nad przepaścią trudno jest cofnąć się w tył i uratować się przed spadkiem. Bywa, że jest już za późno, i jedyną drogą jest ta, którą podążamy. Nawet jeśli wiemy, że prędzej czy później zniszczą nas wartości, za które jeszcze niedawno oddalibyśmy życie.

wtorek, 24 lipca 2012

Prolog

Spór dotyczący dobra toczy się od starożytności, a główna linia podziału dotyczy tego, co jest jego źródłem. Bóg lubo bogowie i w związku z tym czy jedynymi prawowitymi interpretatorami norm moralnych są kapłani. Nikt nie ma wątpliwości, że na świecie istnieje dobro, jak i zło. Problemy zaczynają się w momencie, gdy należy ustalić, na czym są owe wartości. Każdy z nas postrzega, bowiem świat, inaczej, będąc przy, tym bardziej lub mnie wyrozumiałym. Dla jednych małe wykroczenia okażą się czymś niegodnym i zupełnie nieludzkim, gdy ktoś inny będzie potrafił zrozumieć owe postępowanie. Wybaczy i możliwe, że pomoże w powrocie na dobrą drogę. Przynajmniej w swoim przekonaniu taka właśnie będzie. Dawni myśliciele gotowi byli przyznać, że źródłem norm moralnych jest suweren lub filozofowie. Starożytni demagodzy byli doskonałymi mówcami, potrafiącymi wpływać na decyzję zgromadzenia ludowego. Korzystając z swojego daru, mieli coraz większy wpływ na życie ludu. Swoimi przemówieniami potrafili dotrzeć i przekonać niemal każdego do własnych wartości i przekonań. Ich poglądy mówiły między innymi o tym, że świat poznajemy za pomocą zmysłów, a prawda jest jedynie wynikiem umowy i zależy od indywidualnych przekonań. Posiadał ją ten, który potrafił przekonać do niej innych. W tym tej chwili rozpoczyna się spór sofistów z Sokratesem. Dla Greckiego filozofa najwyższym dobrem była cnota, do której człowiek sam powinien dążyć. Wiązała się ona z prawdą, sprawiedliwością i odwagą. Ściśle wiązał ją z wiedzą i dobrem, mówiąc, że każdy, kto posiada wiedzę jest dobry, a więc i cnotliwy. W związku z tą zasadą przyczyn ludzkiego zła szukał w niewiedzy. Spór ten jest trudny do rozstrzygnięcia i niewątpliwie zależy od naszych własnych przekonań. Dobro jest, bowiem wartością subiektywną, nie dającą zamknąć się w żadne sztywne ramy. Każdy z nas codziennie spotykając się z codziennością, staje przed trudnym wyzwaniem określenia czy coś jest dobre czy złe. Słysząc wiadomości o wydarzeniach na świecie wyrabiamy sobie opinię na ich temat, które często między sobą wymieniamy. Ukazując innym swój sposób postrzegania świata, a co za tym wartości jakie są dla nas ważne. Zapewne, dlatego tak często się ze sobą spieramy, chcąc przeforsować swoje zdanie. Są, bowiem ludzie, którzy dla dobra są w stanie zrobić naprawdę wiele. Nawet, jeśli na drodze staje inny człowiek. Takie sytuacje nie są łatwe, choć zdarzają się zaskakująco często o czym oczywiście nikt głośno nie powie. Media bombardują nas mało istotnymi informacjami, skutecznie odwracając naszą uwagę przed naprawdę ważnymi sprawami. Nikt nie jest w stanie przewidzieć jak zareagują ludzie, gdy na ich głowy nagle spadną tak długo skrywane informacje. Oczywiście nie wszyscy żyją w błogiej niewiedzy. Niektórzy doskonale wiedzą co tak naprawdę dzieje się na świecie i tylko nie mają siły, aby w jakikolwiek sposób się temu przeciwstawić. Być może przyzwyczaili się do myśli, że czasem należy poświęcić pojedynczą jednostkę w imię wyższego dobra. Tak, coś takiego istnieje i jest wytłumaczeniem niemal na wszystko. W końcu nikt nie sprzeciwi się śmierci człowieka, która mogłaby ocalić tysiące innych istnień. Tylko jak daleko można posunąć się w takim postępowaniu, napędzając bezwzględną maszynę śmierci?

-
Zaczynamy.  To nie będzie nic słodkiego i przepełnionego miłością.  Opowiadanie będzie poniekąd powrotem do moich korzeni. Tego co lubię najbardziej i w czym czuje się najlepiej. Uda się albo skończy porażką, ale muszę spróbować. Inaczej nigdy bym sobie tego nie darowała. Pierwszy rozdział prawdopodobnie za dwa tygodnie.
Pozdrawiam.

Bohaterowie

Farida Inaya Millenaar
ur.26.08.1986. 
,,Ale w głębi ser­ca ja także stoczyłam swoją bitwę, walkę między moją praw­dziwą na­turą i na­turą oso­by, którą po­win­nam była się stać.''  

Tomas Rosicky
ur. 04.10.1980r. 
,,Więc żeby uczu­cie trwało, trze­ba zgodzić się na niepew­ność, wypłynąć na niebez­pie­czne wo­dy, tam gdzie po­suwa się do przo­du tyl­ko ten, kto ufa, od­poczy­wać, unosząc się na zmien­nych fa­lach zwątpienia, znużenia, spo­koju, ale nig­dy nie zbaczać z kursu. ''