Cierpliwość, czyli zdolność do spokojnego znoszenia przeszkód i trudności jakie pojawiają się w naszym życiu. Można by rzecz, że jest w pewnym stopniu przejawem akceptacji rzeczywistości taką, jaka jest, wraz z samym sobą. Cierpliwość jest trudna i nie można nauczyć się jej z dnia na dzień. Trzeba walczyć o nią każdego dnia, wyzbywając własnych słabości i części emocji. Wymaga ona od nas nieziemskiej siły, którą potrafią wydobyć z siebie jedynie nieliczni. Najsilniejsi. Inni wciąż o nią walczą, wspinając się codziennie na wyżyny swoich możliwości, bo cierpliwość jest cnotą. Mówią, że jest gorzka, choć jej owoce są słodkie. Dają nam ulgę i pewność, że jesteśmy gotowi przyjąć życie takie, jakim jest. Wraz z wszystkimi przeszkodami, które zapewne nie raz pokrzyżują nam plany. Jednak my jesteśmy już na nie gotowi. Potrafimy już przyjmować i rozwiązywać swoje problemy ze spokojem, czerpiąc z tego doświadczenia i siłę. Cierpliwość pozwala nam czekać. Nie chcemy mieć już czegoś tu i teraz. Wiemy, że tylko dzięki ciężkiej pracy będziemy naprawdę zadowoleni z jej efektów sukcesów, które osiągniemy.
Przecieram zaczerwienione od zmęczenia oczy, wymrukując pod nosem wiązankę przekleństw. Powoli zaczynam mieć już tego wszystkiego dość. Mijają kolejne godziny, a my wciąż czekamy. Na dobrą sprawę nie mając pewności, czy ma to jakikolwiek sens. Zdobyte wczoraj informacje nie zostały przez nikogo potwierdzone. Nie zmienia to jednak faktu, że nasz szef postawił wszystkich na nogi. Poruszając przy tym niemal niebo i ziemię, by tylko zorganizować całą akcję. Stwierdzając przy okazji, że to szansa na przełom. Kolejna w ciągu ostatnich dni. Tym razem jednak ma być inaczej, nawet jeśli tylko nieliczni jeszcze w to wierzą. Ostatnio wystarczająco zbyt wiele razy daliśmy się wyprowadzić w pole, by z entuzjazmem podchodzić do tak łatwo zdobytych wiadomości. Strach przed kolejną kompromitacją zmusza nas do zachowania bezpiecznego dystansu. Nie zmienia to jednak faktu, że od wczoraj nasze biuro ponownie tętni życiem. Każdy staje niemal na głowie, by w jakiś sposób pomóc w rozwiązaniu całej sprawy. Każdy jest bowiem pewny, że uda nam się osiągnąć końcowy sukces. Nawet jeśli w tej chwili droga ku niemu jest bardzo kręta. Trącam łokciem jednego z moich towarzyszy, wskazując na niskiego mężczyznę, wychodzącego z starej kamienicy. Nie chcąc wzbudzić jego czujności, wciąż rozdajemy ulotki nowo wybudowanego centrum handlowego. Nie spuszczamy go jednak z oczu, czekając spokojnie aż zniknie za rogiem skrzyżowania. Niemal natychmiast nawiązujemy kontakt z naszymi ludźmi rozstawionymi w całej okolicy, by mieć pewność, że mężczyzna nie wróci w najbliższym czasie. Teraz, gdy wszystko wydaje się iść zgodnie z planem, nie możemy ryzykować wpadki. W innym wypadu po raz kolejny posypałby się cały, ustalony przez nas plan działania. Niechybnie byłoby to totalną kompromitacją. Zanim wchodzimy do budynku, spędzamy kilka minut na sprawdzeniu podporządkowanego nam terenu. Mamy świadomość, że sami również możemy być obserwowani a cała ta sytuacja jest kolejnym etapem gry. Zaplanowanym działaniem, które ma pokazać nam, kto tak naprawdę jest górą. Trudno nam to przyjąć do wiadomości, ale ostatni czas jest okresem naszych klęsk i niepowodzeń. Nie pamiętam, kiedy ostatnio ktoś zdobył się na taką odwagę względem nas. Najgorsze jednak , że okazywany nam brak szacunku, wychodzi naszym przeciwnikom na dobre. Przynajmniej na razie rozwścieczony lew, którego do tej pory bali się niemal wszyscy, przypomina co najwyżej zdenerwowanego kociaka, któremu dopiero wyżynają się pazury. Wzdychając pod nosem, wchodzę do budynku tuż za moim towarzyszem. Niemal wbiegamy na czwarte piętro, robiąc niemal wszystko, byle tylko nikt nas nie zauważył. Ciekawscy sąsiedzi niejednokrotnie bywają wiele groźniejsi od niejednego wroga. Nieświadomie im pomagają, skazując czasem niejedną akcję na niepowodzenie. Choć to dopiero początek, oddycham z ulgą, gdy niezauważeni trafiamy pod odpowiednie drzwi. Otwierając je szybko, przygotowanym wcześniej kluczem. Tym razem wyjątkowo dobrze odrobiliśmy lekcję domową. Włamywanie się do mieszkania tak doświadczonych ludzi, nawet jeśli posiada się w tym ogromne umiejętności, jest czymś całkowicie bezmyślnym. W dużej mierze dlatego zostałam tym razem pozbawiona frajdy, jaką sprawia mi rozpracowywanie wszelkich zamków. Ostrożnie wchodzimy do pomieszczenia, zachowując przy tym szacunek dla naszych przeciwników. Mamy świadomość, że właśnie znajdujemy się w jaskini lwa. Miejscu dla nich niezwykle ważnym i pełniącym funkcję strategiczną w całej tej operacji. Wspólnie przekraczamy przez próg średniej wielkości pomieszczenia, zapewne sprawującego role salonu. Na małym stoliku kładę czarną skrzynkę, wyjmując z niej potrzebne narzędzia. Stół znajdujący się w centralnym punkcie pomieszczenia i zbudowany z dwóch sklejonych ze sobą płyt, wydaje się być naszym pierwszym celem. Między nimi znajduje się, bowiem pusta powierzchnia, którą mamy zamiar teraz wykorzystać. Nikt, bowiem nie powinien szukać w tamtym miejscu naszych urządzeń. Oczywiście jest to możliwe, choć ostatnio nasi przeciwnicy wydają się sprawiać wrażenie zbyt pewnych, by wierzyć, że możemy, im w jakiś sposób zagrozić. Mam nadzieje, że to ich kiedyś zgubi. Uśmiecham się z zadowoleniem, kiedy udaje nam się umieścić podsłuch między płytami stołu i skleić go z powrotem, nie pozostawiając po tym zabiegu żadnego śladu. Rozdzielając się zadaniami, zajmujemy się rozmieszczeniem reszty urządzeń w różnych miejscach mieszkania. Staramy się wykonać to, jak najszybciej, by nie narazić się na niepotrzebne komplikacje. Nie tracąc przy tym zimnej głowy. Mając już spore doświadczenie w tego typu zadaniach doskonale wiemy, gdzie umieścić podsłuch czy małą kamerkę tak aby nikt jej nie znalazł. Oczywiście nigdy nie mamy stu procentowej pewności. Ryzyko jest jednak nieodłącznym elementem naszej pracy. Dostarcza nam adrenaliny i sprawia, że ciągle jesteśmy spragnieni nowych wyzwań. Sprawnie umieszczam ostatni z podsłuchów w kuchni. Takim sposobem całe mieszkanie powinno znajdować się pod naszą całkowitą kontrolą. Jak będzie w rzeczywistości, przekonamy się dopiero za jakiś czas. Na tym etapie nasze zadanie można uznać za wykonane. Zbieramy dokładnie nasze rzeczy, by nie pozostawić żadnego śladu po naszej obecności, i szybko wychodzimy z pomieszczenia. Zamykam drzwi i, chowając klucz w kieszeni spodni, zbiegam po schodach za moim towarzyszem. Tym razem wychodzimy tylnymi drzwiami, gdzie na parkingu czeka już na nas samochód. Szybko do niego wsiadamy, by po chwili ruszyć z piskiem. Opieram czoło o zimną szybę, obserwując mijane przez nas ulice Londynu. Przyglądam się ludziom wracającym do domu z pracy i gdzieś w środku czuje, że w pewnym sensie zazdroszczę im tej normalności. Pewnej stabilności w życiu, którą zapewnia im rodzina i stabilna praca. Dla mnie każdy dzień jest jedną, wielką niewiadomą. Żyje chwilą, mając świadomość, że każda z nich może być ostatnią. Czasem trudno mi się z tym pogodzić, choć wiem, że jest to mój świadomy wybór. Nawet jeśli to tylko mniejsze zło.
-
Mamy kolejny odcinek. Wybaczcie mi, że nie jest jakiś wysokich lotów, ale chyba nie umiem go, inaczej napisać. Próbowałam dwa razy i starałam się poprawić w miarę możliwości, poprzedni niestety był jeszcze gorszy. Wiem, że potrzebuje jeszcze trochę czasu, zanim na dobre wczuje się to opowiadanie.
Jest mi źle. Po ostatnim wywiadzie Igły poczułam jak bardzo brakuje mi jego Ingi i Sebastiana. Strasznie za nimi tęsknie i chyba tak szybkie zakończenie tamtej historii było błędem. Szkoda, tylko że zawsze dochodzę do takich wniosków, gdy jest już za późno.
Pozdrawiam.
Przecieram zaczerwienione od zmęczenia oczy, wymrukując pod nosem wiązankę przekleństw. Powoli zaczynam mieć już tego wszystkiego dość. Mijają kolejne godziny, a my wciąż czekamy. Na dobrą sprawę nie mając pewności, czy ma to jakikolwiek sens. Zdobyte wczoraj informacje nie zostały przez nikogo potwierdzone. Nie zmienia to jednak faktu, że nasz szef postawił wszystkich na nogi. Poruszając przy tym niemal niebo i ziemię, by tylko zorganizować całą akcję. Stwierdzając przy okazji, że to szansa na przełom. Kolejna w ciągu ostatnich dni. Tym razem jednak ma być inaczej, nawet jeśli tylko nieliczni jeszcze w to wierzą. Ostatnio wystarczająco zbyt wiele razy daliśmy się wyprowadzić w pole, by z entuzjazmem podchodzić do tak łatwo zdobytych wiadomości. Strach przed kolejną kompromitacją zmusza nas do zachowania bezpiecznego dystansu. Nie zmienia to jednak faktu, że od wczoraj nasze biuro ponownie tętni życiem. Każdy staje niemal na głowie, by w jakiś sposób pomóc w rozwiązaniu całej sprawy. Każdy jest bowiem pewny, że uda nam się osiągnąć końcowy sukces. Nawet jeśli w tej chwili droga ku niemu jest bardzo kręta. Trącam łokciem jednego z moich towarzyszy, wskazując na niskiego mężczyznę, wychodzącego z starej kamienicy. Nie chcąc wzbudzić jego czujności, wciąż rozdajemy ulotki nowo wybudowanego centrum handlowego. Nie spuszczamy go jednak z oczu, czekając spokojnie aż zniknie za rogiem skrzyżowania. Niemal natychmiast nawiązujemy kontakt z naszymi ludźmi rozstawionymi w całej okolicy, by mieć pewność, że mężczyzna nie wróci w najbliższym czasie. Teraz, gdy wszystko wydaje się iść zgodnie z planem, nie możemy ryzykować wpadki. W innym wypadu po raz kolejny posypałby się cały, ustalony przez nas plan działania. Niechybnie byłoby to totalną kompromitacją. Zanim wchodzimy do budynku, spędzamy kilka minut na sprawdzeniu podporządkowanego nam terenu. Mamy świadomość, że sami również możemy być obserwowani a cała ta sytuacja jest kolejnym etapem gry. Zaplanowanym działaniem, które ma pokazać nam, kto tak naprawdę jest górą. Trudno nam to przyjąć do wiadomości, ale ostatni czas jest okresem naszych klęsk i niepowodzeń. Nie pamiętam, kiedy ostatnio ktoś zdobył się na taką odwagę względem nas. Najgorsze jednak , że okazywany nam brak szacunku, wychodzi naszym przeciwnikom na dobre. Przynajmniej na razie rozwścieczony lew, którego do tej pory bali się niemal wszyscy, przypomina co najwyżej zdenerwowanego kociaka, któremu dopiero wyżynają się pazury. Wzdychając pod nosem, wchodzę do budynku tuż za moim towarzyszem. Niemal wbiegamy na czwarte piętro, robiąc niemal wszystko, byle tylko nikt nas nie zauważył. Ciekawscy sąsiedzi niejednokrotnie bywają wiele groźniejsi od niejednego wroga. Nieświadomie im pomagają, skazując czasem niejedną akcję na niepowodzenie. Choć to dopiero początek, oddycham z ulgą, gdy niezauważeni trafiamy pod odpowiednie drzwi. Otwierając je szybko, przygotowanym wcześniej kluczem. Tym razem wyjątkowo dobrze odrobiliśmy lekcję domową. Włamywanie się do mieszkania tak doświadczonych ludzi, nawet jeśli posiada się w tym ogromne umiejętności, jest czymś całkowicie bezmyślnym. W dużej mierze dlatego zostałam tym razem pozbawiona frajdy, jaką sprawia mi rozpracowywanie wszelkich zamków. Ostrożnie wchodzimy do pomieszczenia, zachowując przy tym szacunek dla naszych przeciwników. Mamy świadomość, że właśnie znajdujemy się w jaskini lwa. Miejscu dla nich niezwykle ważnym i pełniącym funkcję strategiczną w całej tej operacji. Wspólnie przekraczamy przez próg średniej wielkości pomieszczenia, zapewne sprawującego role salonu. Na małym stoliku kładę czarną skrzynkę, wyjmując z niej potrzebne narzędzia. Stół znajdujący się w centralnym punkcie pomieszczenia i zbudowany z dwóch sklejonych ze sobą płyt, wydaje się być naszym pierwszym celem. Między nimi znajduje się, bowiem pusta powierzchnia, którą mamy zamiar teraz wykorzystać. Nikt, bowiem nie powinien szukać w tamtym miejscu naszych urządzeń. Oczywiście jest to możliwe, choć ostatnio nasi przeciwnicy wydają się sprawiać wrażenie zbyt pewnych, by wierzyć, że możemy, im w jakiś sposób zagrozić. Mam nadzieje, że to ich kiedyś zgubi. Uśmiecham się z zadowoleniem, kiedy udaje nam się umieścić podsłuch między płytami stołu i skleić go z powrotem, nie pozostawiając po tym zabiegu żadnego śladu. Rozdzielając się zadaniami, zajmujemy się rozmieszczeniem reszty urządzeń w różnych miejscach mieszkania. Staramy się wykonać to, jak najszybciej, by nie narazić się na niepotrzebne komplikacje. Nie tracąc przy tym zimnej głowy. Mając już spore doświadczenie w tego typu zadaniach doskonale wiemy, gdzie umieścić podsłuch czy małą kamerkę tak aby nikt jej nie znalazł. Oczywiście nigdy nie mamy stu procentowej pewności. Ryzyko jest jednak nieodłącznym elementem naszej pracy. Dostarcza nam adrenaliny i sprawia, że ciągle jesteśmy spragnieni nowych wyzwań. Sprawnie umieszczam ostatni z podsłuchów w kuchni. Takim sposobem całe mieszkanie powinno znajdować się pod naszą całkowitą kontrolą. Jak będzie w rzeczywistości, przekonamy się dopiero za jakiś czas. Na tym etapie nasze zadanie można uznać za wykonane. Zbieramy dokładnie nasze rzeczy, by nie pozostawić żadnego śladu po naszej obecności, i szybko wychodzimy z pomieszczenia. Zamykam drzwi i, chowając klucz w kieszeni spodni, zbiegam po schodach za moim towarzyszem. Tym razem wychodzimy tylnymi drzwiami, gdzie na parkingu czeka już na nas samochód. Szybko do niego wsiadamy, by po chwili ruszyć z piskiem. Opieram czoło o zimną szybę, obserwując mijane przez nas ulice Londynu. Przyglądam się ludziom wracającym do domu z pracy i gdzieś w środku czuje, że w pewnym sensie zazdroszczę im tej normalności. Pewnej stabilności w życiu, którą zapewnia im rodzina i stabilna praca. Dla mnie każdy dzień jest jedną, wielką niewiadomą. Żyje chwilą, mając świadomość, że każda z nich może być ostatnią. Czasem trudno mi się z tym pogodzić, choć wiem, że jest to mój świadomy wybór. Nawet jeśli to tylko mniejsze zło.
-
Mamy kolejny odcinek. Wybaczcie mi, że nie jest jakiś wysokich lotów, ale chyba nie umiem go, inaczej napisać. Próbowałam dwa razy i starałam się poprawić w miarę możliwości, poprzedni niestety był jeszcze gorszy. Wiem, że potrzebuje jeszcze trochę czasu, zanim na dobre wczuje się to opowiadanie.
Jest mi źle. Po ostatnim wywiadzie Igły poczułam jak bardzo brakuje mi jego Ingi i Sebastiana. Strasznie za nimi tęsknie i chyba tak szybkie zakończenie tamtej historii było błędem. Szkoda, tylko że zawsze dochodzę do takich wniosków, gdy jest już za późno.
Pozdrawiam.
Podziwiam Faridę. Jest niezwykle odważana, bo nie można przecież powiedzieć, ze zawód jaki wykonuje jest miły, przyjemny, monotonny i bezpieczny. Każda kolejna akcja to ryzyko, że więcej takich "okazji" może już nie być. Wystarczy jeden malutki błąd, jedno nie dopatrzenie i w ułamku sekundy Farida traci to co ma najcenniejsze - życie. Jestem niezmiernie ciekawa jak to dalej się potoczy.
OdpowiedzUsuńMówiłam Ci, że jesteś genialna? Jeśli nie to to powiem - to co piszesz jest świetne, wspaniałe i niepowtarzalne! Pisz nam do końca świata i o całą wieczność dłużej ;)
Farida to odważna dziewczyna.
OdpowiedzUsuńChciałaby mieć normalną, mniej ciężką pracę- jaką dziewczyny lubią najbardziej, ale wprost uwielbia zawód, który wykonuje w tej chwili i za żadne skarby na pewno nie chciała by go porzucić. Jest innym typem kobiety. Nie boi się walczyć, uwielbia przypływ adrenaliny i to wyróżnia ją z całego grona.
Czekam na kolejny i pozdrawiam ;**
Czasami chciałabym zamienić się z taką osoba jak Farida miejscami, zobaczyć jak to jest, ale z drugiej strony czy dałabym radę, pewnie nie. Jej praca jest okraszona sporym ryzykiem, ryzykiem tak mocnym że pewnie niejednokrotnie zagraża to jej życiu. Mam nadzieję że im się udało i nikt tych podsłuchów nie znajdzie
OdpowiedzUsuńKocham tą dziewczynę. Dzisiaj na świecie jest co raz mniej kobiet, które potrafią i chcą walczyć, które nie boją się ryzyka. w 21 wieku przyjęło się. że kobieta powinna stać przy garach, gotowac sprzątać i prasować . Wcale tak nie musi być ! Każdy z nas powinien robić to co kocha , Jeśli robisz, to co kochasz, to co sprawia ci przyjemność to będziesz szczęśliwy. Tak tez jest w przypadku Faridy. Dziewczyna nie boi się. Nie boi się niczego. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że dla niej nie ma rzeczy nie możliwych.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny :*
Co do Igły, Ingi i Seby - sprawa jest prosta. Napisz albo kontynuację, albo coś jeszcze o Krzysiu. Oj, wtedy to bym Cię wielbiła jeszcze bardziej! W sumie ja miałam podobnie. Nie mogłam się pogodzić z faktem, że pewne opowiadanie zakończyłam tak, a nie inaczej, więc napisałam drugie z tym samym bohaterem (może się domyślisz, o jakie mi chodzi). No dobra, teraz przejdę do rzeczy.
OdpowiedzUsuńEeeej, babka jest niesamowita. W sumie też bym tak chciała jak ona. Czuć ten dreszczyk, smak adrenaliny... Emocjonująca robota, nie ma co :D Jest ryzyko - jest zabawa. Jakżeby inaczej.
Wiesz co? Uwielbiam to opowiadanie <3
Pozdrawiam :)
Brakowało mi tych akcji i emocji.
OdpowiedzUsuńChociaż nie do końca wiem o co tutaj chodzi, bo nie wtajemniczyłaś nas dokładniej w akcję, jaką mają wykonać, to oczami wyobraźni znowu widzę, jak to wszystko się rozgrywa.